Jan Nowakowski
Jan Nowakowski – polski siatkarz, grający na pozycji środkowego w klubie LUK Politechnika Lublin. Pochodzi z Bydgoszczy i to w miejscowym Chemiku zaczynał siatkarską przygodę. Były reprezentant Polski, brązowy medalista Ligii Europejskiej (2015).
Do gry w siatkówkę wybrał stabilizator stawu skokowego model A2-DX oraz A1 bo świetnie spełniają swoją funkcję, a do tego są bardzo elastyczne i nie ograniczają żadnego ruchu.
Siatkówka, fotografia i Martyna Grajber-Nowakowska. Niekoniecznie w tej kolejności. To punkty odniesienia dla reprezentanta Polski i siatkarza LUK Lublin Jana Nowakowskiego, bez których nie wyobraża sobie życia. Dlatego z podróży poślubnej do Indonezji powrócił ze szczęśliwą żoną, masą zdjęć i nową motywacją do gry o najwyższe cele. O czym zgodził się opowiedzieć w rozmowie z Grzegorzem Mędrzejewskim.
GM: Skąd się u ciebie wzięła pasja do fotografii? Ktoś w rodzinie się tym zajmował, czy przyszło ot tak, po prostu?
JN: W sumie to chyba fotografia siedziała we mnie od zawsze, ale rzeczywiście może pasja przyszła od mojego taty. Pamiętam, że miał starego Zenita i rzeczywiście robił nim niezłe zdjęcia. Kilka z nich do dziś wisi w domu na ścianach. Miał do tego oko. On też 17 lat temu podarował mi na Święta Bożego Narodzenia mój pierwszy aparat i od tego czasu rzeczywiście często patrzę na świat przez obiektyw.
GM: To już chyba nie był aparat na klisze?
JN: Nie, to już była lustrzanka cyfrowa. Potem przesiadłem się na bezlusterkowca, ale Zenit taty był na kliszę.
GM: Czyli pamiętasz te czasy, kiedy przed zrobieniem zdjęcia trzeba było wszystko dograć, bo nie było szans na zrobienie setki zdjęć i wybranie tego najlepszego, jak to ma miejsce teraz?
JN: Świetnie to pamiętam, podobnie jak wzrok taty, gdy przez przypadek nacisnąłem spust migawki i jedno zdjęci, że tak powiem poszło się “trąbić”. Pamiętam jak ustawialiśmy statyw i wszystkich z rodziny by zrobić to jedno idealne zdjęcie i to, że potem trzeba było czekać długo na wywołanie. Miało to swój urok i swoją magię. Dziś każdy strzela kilkadziesiąt zdjęć wybiera najlepsze i uważa, że jest świetnym fotografem.
GM: Podczas niedawnego miesiąca miodowego aparat poszedł w odstawkę, czy rzuciłeś się w wir fotografii?
JN: Nie no, bez aparatu by się nie obeszło. Z Martyną wybraliśmy się na Bali i rzeczywiście gdzie nie skierujesz obiektyw, to zawsze jest coś fantastycznego do uchwycenia. Powstało wiele wspaniałych zdjęć z tego wyjazdu i część z nich najprawdopodobniej zawiśnie już w grudniu w jednej z lubelskich kawiarni.
GM: Czyli szykuje się wernisaż. To pierwszy, czy kolejny?
JN: Zdecydowanie pierwszy, ale bardzo się na to cieszę, bo fotografowanie sprawia mi wiele radości i nie jest tak wyczerpujące jak sport.
GM: To twój plan B na życie?
JN: Na ten moment to jest plan B, ale zobaczymy jak to wszystko się ułoży. Na razie traktuję to jako odskocznię od tego, co się dzieje w sporcie.
GM: Widziałem jednak na twoim instagramie, że podczas miesiąca miodowego z siatkówki też nie zrezygnowałeś. Rozegrałeś tam chyba nawet mecz z miejscową drużyną, tak?
JN: To była bardzo ciekawa sytuacja. Szliśmy obejrzeć jeden z wodospadów, kiedy usłyszałem charakterystyczny dźwięk uderzanej piłki. Postanowiliśmy to sprawdzić i rzeczywiście nieopodal zobaczyliśmy grających w siatkówkę miejscowych nastolatków. Przyłączyliśmy się do gry, choć było to spore wyzwanie. Podłoże stanowił bowiem wulkaniczny miał, a my musieliśmy grać na bosaka. Ja waże 106 kilogramów więc lądowanie po wyskoku, na takim podłożu nie było zbyt przyjemne.
GM: Ale obyło się bez kontuzji?
JN: Kontuzji na szczęście nie było, ale nogi bolały. Chłopaki koniecznie chcieli zobaczyć jak atakuje profesjonalny siatkarz. To mnie nakręciło i w sumie graliśmy dobrze ponad godzinę. Potem pokazałem im jeszcze swoje zdjęcia z Bartoszem Kurkiem i Wilfredo Leonem i to już było totalne szaleństwo.
GM: Może na następną wyprawę warto wziąć ze sobą sprzęt ochronny?
JN: Gdybym miał ze sobą moje ulubione stabilizatory stawu skokowego A2-DX, to na pewno bym je założył. Nawet bez butów. Niestety ich nie miałem i musiałem liczyć na to, że moje kostki, przez lata skutecznie chronione przez stabilizatory firmy Zamst okażą się wystarczająco mocne.
GM: Skoro jesteśmy przy siatkówce, to myślisz o powrocie do reprezentacji?
JN: Oczywiście! Gra w reprezentacji powinna być celem każdego siatkarza. Kto myśli inaczej powinien zweryfikować swoje podejście do sportu. Co do mnie to mam jeszcze spory zapas chęci i jakości. Ostatnie mecze w lidze chyba dość dobrze pokazują, że nie złożyłem broni i wciąż chciałbym być w tym “topie”. Pracuję ciężko i mam nadzieję, że trener da mi szansę w jakimś meczu. A jak do tego dojdzie, to będę miał szansę pokazać, że warto mi dać zagrać w drugim.
GM: Ostatnie mistrzostwa świata i srebrny medal Polaków pozostawiły pewien niedosyt, mimo że to wyśmienity wynik. Widać też, że ta kadra nie jest jeszcze kompletna. Czy to motywuje cię do jeszcze cięższej pracy?
JN: W zawodowym sporcie zawsze musisz ciężko harować i to robię. Dlatego na sformułowanie “jeszcze cięższej pracy” nie ma już miejsca. Wszyscy balansujemy na limicie i pracując jeszcze ciężej, to się można tylko nabawić kontuzji. Co do mistrzostw świata, to niewiele zabrakło do zdobycia trzeciego złota z rzędu. Nie udało się, ale zagraliśmy naprawdę świetny turniej. Byłem na meczu finałowym na trybunach i to było spotkanie na bardzo wysokim poziomie. Włosi zagrali bardzo cierpliwą siatkówkę i wydaje mi się, że trochę lepiej wyglądali fizycznie. To dało im zwycięstwo.
GM: W turnieju zabrakło Wilfredo Leona, na drodze stanęła kontuzja, choć heroicznie walczył o powrót do pełnej dyspozycji…
JN: Zabranie na turniej zawodnika, który nie przepracował w pełni okresu przygotowawczego to zawsze ryzyko i trener podjął taką a nie inną decyzję. Czasem trzeba wybrać dobro drużyny, bo drużyną wygrywa się turnieje. Jeden zawodnik, nawet najlepszy tego nie zagwarantuje. Kontuzje to element życia sportowca i musimy to zaakceptować. Choć dobrze jest się przed nimi chronić możliwie jak najlepiej. Osobiście korzystam ze stabilizatorów stawu skokowego, bo to najczęstsza dolegliwość siatkarzy. Wybrałem model A2-DX firmy Zamst, bo świetnie spełniają swoją funkcję, a do tego są bardzo elastyczne i nie ograniczają żadnego ruchu Często wykorzystuję również stabilizatory kostki A1 od Zamst.. W tak dynamicznej grze to jest bardzo ważne.
GM: To jaki masz plan A, B i C na najbliższe miesiące, zakładając, że A to siatkówka, B fotografia, a C podróże?
JN: Jeśli chodzi o siatkówkę, to przede wszystkim chcę ze swoim klubem zakwalifikować się w tym sezonie do play-offów. Natomiast personalnie zamierzam dalej dawać z siebie maksimum. Co do fotografii, to poddaje się chwili, a inspirację czerpię z otoczenia. Najlepsze zdjęcia zbieram do szuflady i szykuję się na wspomniany wernisaż i to jest ten plan B na najbliższe miesiące. A plan C…?
GM: Podróże…
JN: Mam nadzieję, że uda mi się wyrwać żonę na wyprawę do Stanów Zjednoczonych. Od dawna bardzo chcę tam pojechać. Obiecałem sobie, że jak tylko zniosą wizy to od razu tam się wybiorę. Plany pokrzyżowała jednak pandemia, a teraz z kolei dolar jest bardzo drogi. Mam jednak nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się tam dotrzeć. Jak Martyna nie będzie chciała, to najwyżej zapakuję się w samolot i chociaż na trzy dni pojadę do mojego wymarzonego Nowego Jorku. W wakacje myślę z kolei o wyprawie swoim kamperem do Norwegii. Podobno jest tam pięknie, choć zimno. Zobaczymy jak będzie, może wszystkie plany zmieni… plan reprezentacji Polski.